Zawsze proponuję, by traktować autentyczność jako pewien drogowskaz, cel do którego można dążyć i długofalowy proces. I pamiętać, że niekoniecznie jest to droga dla każdego. Warto sięgać do niej wtedy, gdy widzimy i czujemy w niej wartość dla siebie. Autentyczna marka osobista nie jest tworem z betonu ani wykutym w skale posągiem. Jest ciągłym procesem — poznawania siebie, zbliżania się do siebie, rozwijania swojego potencjału i podążania własną drogą. Dlatego może się zmieniać i dorastać razem z nami. – Anna Piwowarska
***
Co najbardziej autentycznego wniosła do Twojego życia i pracy ostatnia podróż?
Moja podróż trwa już trzeci rok – z kilkumiesięcznymi przerwami na pracę i zdobywanie środków na dalsze podróżowanie. Razem z moim partnerem pływamy małą i bardzo już wiekową, ale mocną łódką po wyspach i krajach Ameryki Środkowej.
Co mi to daje, poza ucieczką od zimy i jesienno-zimowych depresji? Mam wrażenie, że w podróży wszystko jest bardziej namacalne. Moje zmysły są wyostrzone, więcej widzę i więcej czuję. Na co dzień i bez specjalnego starania praktykuję więc sztukę uważnego bycia. A także sztukę puszczania kontroli, takiego ufania i zawierzania światu.
Bycie w oderwaniu od tego, co znane i oswojone dostarcza mi też wielu tematów do rozmyślań. Z tych spostrzeżeń i przemyśleń rodzą się zapiski, które powoli zaczynają się układać w większą książkową całość. Można więc powiedzieć, że podróż dostarcza mi tematów do pisania i daje przestrzeń w głowie i w życiu na tę czynność.
Ostatnio chłonę wiedzę na temat postkolonializmu w jego rozmaitych przejawach. A obserwując z bliska kraje i ludzi tego trochę Innego świata, dużo rozmyślam o tym, jak świat jest urządzony, jak nierówno i niesprawiedliwie przebiegają w nim linie podziału oraz jak bardzo byłam do tej pory uprzywilejowana – nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Podczas wyjazdów zapisujesz notatki w zeszycie. Czy lubisz pisać ręcznie? Zdarza Ci się to robić w pracy, czy komputer całkowicie zastąpił Ci pióro?
Uwielbiam pisać ręcznie i mam już kilka zeszytów podróżnych notatek. Mam wrażenie, że łatwiej osiągam stan przepływu (flow) właśnie, kiedy smaruję w zeszycie. Świadomość, że to tylko na brudno powoduje, że się nie spinam i czasem w trakcie takiego notowania przepływają przeze mnie zdania i opisy – barwne i celne. Takie, które miałabym ochotę zachować na dłużej albo zobaczyć w druku. Pisanie na komputerze jest oczywiście wygodniejsze, bo łatwiej to wszystko dojrzeć w całości, edytować i przerabiać – tym bardziej, że ja ledwo odczytuję moje własne pismo. Zazwyczaj jednak najpierw coś tam sobie skrobię w zeszycie, a potem wybieram kawałki i już na komputerze staram się nadać im strukturę i ułożyć w mniejszą lub większą całość.
Najważniejsze słowo/ słowa, które zapisałaś podczas tej podróży?
Wpis, który opublikowałam na moim blogu – Notatki o pisaniu. Podczas jednego z nocnych przelotów przyszedł do mnie niemal w całości – musiałam go tylko zapisać. A że było zbyt ciemno, żeby pisać w zeszycie, zanotowałam go w telefonie. Zbiera on moje myśli na temat podróżowania, które rozkminiałam w głowie przez kilka miesięcy. Można go przeczytać tutaj: [Dlaczego podróżuję]
Kiedy coś zostaje nazwane, to nabiera większej mocy.
W jakich momentach czujesz, że żyjesz?
Najczęściej wtedy, kiedy jestem tu i teraz – nie wybiegam myślami w przyszłość, nie rozpamiętuję przeszłości. Kiedy pracuję, czyli jestem w trybie „planowanie / działanie / odhaczanie” zdarza mi się „zapominać o oddychaniu”. Zdecydowanie częściej czuję, że żyję, kiedy nie pracuję – nawet jeśli to tylko godzinna przejażdżka na rowerze albo joga na trawie.
Zanurzenie się w teraźniejszości i poddanie biegowi życia – bez nadmiernego planowania – to również coś, co najbardziej cenię w moim podróżowaniu. Dodaje mi to energii i stanowi źródło inspiracji, pomysłów i odwagi do ich realizacji. Spędziłam kiedyś godzinę w Hawanie, stojąc i czekając pod kinem Yara, naprzeciwko kultowej lodziarni Copellia – znanej na przykład z oskarowego filmu „Fresa y Chocolate”. Tuż obok miałam hotel Habana Libre – mogłam usiąść w cieniu na murku i posłuchać muzyki na słuchawkach albo wejść do klimatyzowanego holu, rozsiąść się w wygodnym fotelu i skorzystać z internetu, ewentualnie poczytać książkę. A ja po prostu stałam pod kinem i gapiłam się na życie miasta. Na ludzi, na kolejkę pod Copellią, na motorzystów i pasażerów taksówek. Było mi dobrze i nie potrzebowałam niczego więcej. Móc tak stać i patrzeć – to wielki przywilej.
Dlaczego autentyczny copywriting, którego jesteś autorką jest tak innowacyjny? Czy rzeczywiście do tej pory spotykałaś się jedynie ze schematycznością, zupełnie odrębnym językiem i brakiem pierwiastka autentyczności w swojej branży?
Kiedy coś zostaje nazwane, to nabiera większej mocy. Nawet jeśli wcześniej już to przeczuwaliśmy, obserwowaliśmy czy nawet stosowaliśmy na własny użytek. Myślę, że coś takiego miało miejsce w przypadku autentycznego copywritingu i budowania swojej marki na autentyczności. Nadałam nazwę i pewne ramy zjawisku, które dobrych kilka lat temu zaobserwowałam w internecie – na stronach amerykańskich kobiecych biznesów. Chciałam przenieść na polski grunt, bo czułam, że jest w nim potencjał i sama chciałam rozwijać się zawodowo właśnie na tym polu. Dzięki temu, że pojawiła się ta nazwa, mogłam zacząć ją propagować – najpierw za pomocą warsztatów, strony i indywidualnych konsultacji, później również za pomocą książki „Autentyczność przyciąga” i warsztatów on-line, które organizuję raz do roku. Okazało się, że wiele osób odczuwało potrzebę takiego innego podejścia do marketingu i pisania. Niektóre już je realizowały na własną rękę, niektóre jednak tkwiły w schematyczności, nie dlatego, że chciały w niej być, ale dlatego, że nie widziały innej drogi. I w momencie zetknięcia z tą ideą, poczuły, że to coś dla nich, że mogą się z tym zidentyfikować. Autentyczność trafiła na podatny grunt i zaczęła się rozprzestrzeniać. W tym momencie dzieje się to już bez mojego udziału. Jest oczywiście książka, którą można kupić w księgarni – ale powstało też szereg innych projektów, które bazują na autentyczności, mają autentyczność w nazwie i rozwijają tę ideę we własnych kierunkach. Osobiście bardzo mnie to cieszy.
[…] otwarte pokazywanie siebie wymaga, by najpierw siebie poznać – w swoich możliwościach i ograniczeniach. I by samemu stać po swojej stronie i dawać sobie wsparcie.

Kogo ta autentyczność przyciąga?
Tych, którzy nadają na podobnych falach, którzy szukają do współpracy nie tyle wykonawcy (do tego za najniższą stawkę), ile partnera, tych, którzy chcą pracować z ludźmi a nie chodzącymi CV, tych, którzy poczują, że właśnie takiej osoby i takiej usługi potrzebują. Nie wszystkich! To ważne rozróżnienie, a czasem również bolesna prawda. Nie jesteśmy dla wszystkich. Pokazując siebie w sposób autentyczny będziemy jednych przyciągać a drugich odpychać. Bo nie ma takiej możliwości, żeby wszyscy nas lubili.
Takie otwarte pokazywanie siebie wymaga, by najpierw siebie poznać – w swoich możliwościach i ograniczeniach. I by samemu stać po swojej stronie i dawać sobie wsparcie. Badaczka autentyczności i wstydu – Brené Brown – nazywa taką postawę życiem pełnym sercem. Narażanie się na zranienie, otwartość na odczuwanie wszystkich emocji – i tych miłych i tych trudnych – to „wielka odwaga”.
Zawsze proponuję, by traktować autentyczność jako pewien drogowskaz, cel do którego można dążyć i długofalowy proces. I pamiętać, że niekoniecznie jest to droga dla każdego. Warto sięgać do niej wtedy, gdy widzimy i czujemy w niej wartość dla siebie. Autentyczna marka osobista nie jest tworem z betonu ani wykutym w skale posągiem. Jest ciągłym procesem — poznawania siebie, zbliżania się do siebie, rozwijania swojego potencjału i podążania własną drogą. Dlatego może się zmieniać i dorastać razem z nami.
Interesuje mnie dlaczego postawiłaś głównie na współpracę z małymi firmami, freelancerami i jednoosobowymi biznesami?
Pracując przez 6 lat w agencjach reklamowych miałam okazję współpracować z naprawdę dużymi markami i czasem udawało nam się realizować projekty ciekawe i wartościowe albo na tyle nowatorskie, by zdobyły uznanie jurorów festiwali reklamowych i cenione w branży statuetki. Jednak przez większość czasu pracowałam przy projektach, które były bezpieczne i nie wyróżniające się niczym specjalnym – jak większość reklam, które widzimy w telewizji, prasie i internecie. Jednocześnie byłam częścią większego mechanizmu – nie miałam bezpośredniego kontaktu z klientami, nie mogłam nawet sama przedstawiać i bronić swoich pomysłów. Kiedy zaczęłam współpracę z mniejszymi firmami – okazało się, że możliwość takiego bezpośredniego kontaktu, rozmowy, wyjaśnienia robi wielką różnicę. I że dużo lepiej się w tym spełniam. A poza tym jestem indywidualistką i chyba po prostu lubię pracę na własny rachunek.
Czy Twoje podejście radykalnego indywidualizmu, a także odwagi pokazywania siebie, jest łatwe i zrozumiałe dla Twoich klientów?
Myślę, że trafiają do mnie właśnie tacy klienci, dla których ta idea jest w jakiś sposób pociągająca. Tyle że w ostatnim czasie mam coraz mniej możliwości indywidualnej pracy przy mniejszych projektach i pracy konsultacyjnej – bo kiedy już wracam z moich wojaży, realizuję projekty online – w których mogę w tym samym czasie pomóc większej ilości osób naraz.
Kiedyś to w jaki sposób człowiek się wysławiał, jakich słów używał, czy popełniał błędy, definiowało jego status społeczny, świadczyło o wykształceniu, pozycji, szacunku do rozmówcy. Jak uważasz, czy nasz język wciąż ma znaczenie? Czy żyjemy w czasach, w których obraz stał się ważniejszy od słowa?
Chyba nigdy jeszcze w dziejach ludzkości nie pisaliśmy tak dużo jak teraz. Smsy, wiadomości na komunikatorach, e-maile, statusy na Facebooku i w innych mediach społecznościowych piszą niemal wszyscy. I to niezależnie czy lubią pisać, czy nie, czy dobrze się czują ze słowem pisanym, czy traktują go czysto użytkowo – jako sposób na przekazywanie informacji i bycie w kontakcie z innymi. Oczywiście, nie jest to sztuka epistolarna, którą kultywowali ci najbardziej wykształceni i biegli w pisaniu przez ostatnie wieki (a przynajmniej ta część, która przetrwała w tak zwanym kanonie). Teraz dostęp do tej formy komunikacji stał się bardziej powszechny i pewnie odzwierciedla też to, kim jesteśmy jako jednostki i społeczeństwo. Można nad tym ubolewać, a można też zaakceptować, że tak po prostu jest – nie wszyscy są mistrzami erystyki, szanującymi odbiorców i reguły gramatyczne. Ja proponuję skupić się na uprawianiu własnego ogródka – rozwijać swój własny warsztat pisania, jeśli mamy do tego smykałkę albo mamy ochotę się tego uczyć i korzystać przy tym z niemal nieograniczonego i bezpłatnego dostępu do internetowej bazy wiedzy ludzkości. Czytamy dzisiaj inaczej niż 100 lat temu, treści nawet w najpoważniejszych mediach serwowane są inaczej, obrazki i możliwość ich łatwego wytwarzania (kamerki i aparaty w telefonie) i rozpowszechniania też na to wpływają. Niektóre rzeczy łatwiej wyrazić obrazem. Ale umiejętne łączenie słów i obrazów też może dawać bardzo ciekawsze rezultaty. Ja jestem fanką zarówno dobrych obrazów jak i dobrych tekstów. I takich staram się poszukiwać w sieci – nie tracąc mojego czasu i energii na debilne i agresywne komentarze pod artykułami w popularnych portalach.
Uważam, że można dostrzegać strach, który nas blokuje i dawać sobie przyzwolenie na to, by działać – mimo strachu. Nie czekając aż zniknie. Bo zazwyczaj nie znika. A już na pewno nie całkiem.
Czym jest dla Ciebie odwaga?
Dla mnie to działanie pomimo strachu. W imię zasady „Bój się i rób”. Kiedyś na warsztatach, które prowadziłam powiedziałam, że boję się pisać – że strach przed pisaniem towarzyszy mi zawsze. Usłyszałam wtedy trochę zgryźliwy komentarz: „to dobry sobie zawód wybrałaś”. Zamiast się obruszyć albo schować w sobie, odpowiedziałam z głębi serca: „tak, dzięki temu wiem, że jest to dla mnie ważne”. Uważam, że można dostrzegać strach, który nas blokuje i dawać sobie przyzwolenie na to, by działać – mimo strachu. Nie czekając aż zniknie. Bo zazwyczaj nie znika. A już na pewno nie całkiem.
Jesteś realistką w biznesie?
Wydaje mi się, że dosyć twardo stąpam po ziemi. Ale lubię tę odrobinę szaleństwa w sobie, która pozwala mi robić takie rzeczy, jak życie przez kilka miesięcy w roku w pływającym wozie cygańskim. Albo wymyślanie nowego projektu, a potem realizowanie go przez kilka tygodni kosztem snu.
W pracy jesteś raczej rzemieślniczką, czy artystką?
Lubię myśleć, że jestem i rzemieślniczką i artystką. Ale pracy rzemieślniczej jest z pewnością więcej – bo taka jest realność tworzenia, a już na pewno pisania. I bez tych rzemieślniczych podstaw artystyczne rozbłyski nie miałyby na czym się zaczepić.
Twoje ulubione słowo to…?
Ostatnio intensywnie uczę się hiszpańskiego i przeżywam zachwyt wieloma nowymi słowami, które poznaję. Moje ulubione to „entonces” (więc, zatem). Więc zaczynam tak niemal każde zdanie. 🙂
***
Anna Piwowarska – Copywriterka, pisarka, podróżniczka i blogerka. Autorka bestselleru „ „Autentyczność przyciąga. Jak budować swoją markę na prawdziwym i porywającym przekazie”. oraz projektu Autentyczny Copywriting. Absolwentka dziennikarstwa oraz reklamy i PR-u na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Zawodową karierę rozpoczęła jako sekretarz redakcji w magazynie poświęconym zarządzaniu. Jako copywriterka pracowała w agencjach reklamowych, tworząc kampanie, teksty, hasła i bannery dla dużych i znanych marek. Pisanie było w jej życiu od zawsze. Już jako nastolatka pisywała do lokalnego dziennika i marzyła o zostaniu pisarką. Uwielbia podróże. Prowadzi warsztaty. kiedy nie pisze,nie pracuje, to po prostu żyje. A życie po prostu, jak sama mówi, to sztuka, której wciąż się uczy.
***
Serdecznie zapraszamy na stronę Ani: Autentyczny Copywriting oraz na jej fanpage na Facebook’u
Dodaj komentarz